· kodolamacz · 6 min
Vibe coding – nowa jakość czy chwilowa moda w programowaniu

Czy vibe coding to rewolucja, czy tylko chwytliwy buzzword? W ostatnich miesiącach pojęcie to weszło na stałe do rozmów developerów, product ownerów i osób uczących się programowania. Jedni widzą w nim sposób na szybkie prototypowanie i odzyskanie radości z pracy. Inni – krótką drogę do technicznego długu i spaghetti-kodu.
Poniżej znajdziesz merytoryczny, praktyczny przewodnik po vibe codingu: skąd się wziął, kiedy działa, a kiedy lepiej zejść na ziemię i wrócić do rzemiosła.
Geneza i definicja: o co tu właściwie chodzi?
W najprostszych słowach vibe coding to styl tworzenia oprogramowania z szerokim wykorzystaniem modeli językowych i agentów AI, gdzie punktem wyjścia są polecenia w języku naturalnym, a rolą programisty jest kierowanie, weryfikacja i korekta. Zamiast samodzielnie pisać każdy fragment, opisujesz intencję („Zrób prosty backend do wypożyczania książek w Django z REST API i testami”) – a narzędzie generuje szkic rozwiązania, które dalej dopracowujesz. Ten sposób pracy pojawił się, gdy IDE i edytory zaczęły integrować asystentów opartych na LLM-ach (np. Cursor, Windsurf, Copilot), a narzędzia webowe (Replit) dołożyły agentowe pętle: wygeneruj → uruchom → sprawdź → popraw. Wokół zjawiska narosły dwie skrajne narracje: „AI wszystko zrobi za nas” oraz „AI robi tylko potworki”. Rzeczywistość, jak zwykle, jest pośrodku.
Czym vibe coding różni się od klasycznego kodowania?
Klasyczne kodowanie:
- nacisk na ręczną implementację, krok po kroku,
- cykl: analiza → projekt → implementacja → testy → wdrożenie,
- wiedza i dyscyplina „w kodzie”.
Vibe coding:
- nacisk na opis intentu i iteracyjne prowadzenie modelu,
- cykl: prompt → propozycja AI → uruchomienie/feedback → poprawka,
- wiedza i dyscyplina „w orkiestracji”: co zlecić modelowi, jak dobrać kontekst i jak sprawdzić wynik.
Vibe coding nie znosi klasycznych praktyk – dokłada warstwę automatyzacji. Nadal potrzebne są: projekt architektury, sensowne podziały modułów, wersjonowanie, testy, CI/CD. Bez nich vibe coding staje się loterią.
Gdzie vibe coding błyszczy?
Najlepsze rezultaty widać tam, gdzie liczy się tempo i eksperyment. MVP, hackathony i projekty „na pitch” to naturalny teren: w krótkim czasie powstaje działające demo, a ewentualny refaktor jest świadomym kosztem. Świetnie sprawdza się również w nauce nowych technologii. Backendowiec przechodzący do frontendu może poprosić agenta o szkielety komponentów, przykłady wzorców i minimalne konfiguracje, zamiast przez pół dnia przekopywać się przez dokumentację.
Z kolei w codziennej pracy vibe coding przejmuje to, co nużące: szablony testów jednostkowych, streszczenia PR-ów, changelogi czy pierwsze szkice dokumentacji. Nie chodzi o to, by wszystko generować – chodzi o to, by szybciej domknąć powtarzalne elementy i mieć więcej czasu na decyzje projektowe.
Największe zalety – realne, nie marketingowe
1. Szybkość iteracji – zamiast wertować dokumentację, prosisz agenta o konkretną implementację i poprawki.
2. Zmniejszenie bariery wejścia – świetne dla osób przechodzących między technologiami (np. backend → frontend).
3. Wsparcie w testach i jakości – AI szybko generuje szkielety testów, lintery i sensowne asercje.
4. Pair-programming 24/7 – możesz „przegadać” problem z narzędziem: poprosić o alternatywy, dopytać „dlaczego tak?”.
5. Lepsza dokumentacja robocza – agent wygeneruje README, skrypty uruchomieniowe, opisy endpointów.
6. Semantyczne wyszukiwanie w codebase – narzędzia przeglądają projekt i podpowiadają zależności szybciej niż ręczne grepy.
Ograniczenia i ryzyka, o których trzeba pamiętać
Modele LLM potrafią być przekonujące, nawet gdy się mylą. Halucynacje, czyli zmyślone funkcje czy parametry, to codzienność, zwłaszcza przy bibliotekach mało popularnych albo bardzo świeżych. Dochodzi do tego dryf wersji – model „pamięta” stan ekosystemu z przeszłości, więc bez aktualnej dokumentacji potrafi sugerować nieistniejące API.
Generowany kod bywa też rozwlekły i powtarzalny, co szybko zamienia się w techniczny dług. Wreszcie, deterministyczność jest ograniczona: drobne zmiany w promptach mogą dać odmienny wynik. Dlatego vibe coding trzeba spinać testami i „pinowaniem” wersji, inaczej buildy przestają być powtarzalne. Osobny rozdział to bezpieczeństwo: o ile w projekcie hobbystycznym nie ma to większego znaczenia, o tyle w firmie regulowanej wysyłanie fragmentów codebase’u do chmury bywa nieakceptowalne i wymaga trybów enterprise lub rozwiązań on-prem.
Narzędzia i podejścia: na czym oprzeć workflow?
1. IDE-agenci (Cursor, Windsurf, Copilot w IDE). Przeglądają repo, budują kontekst (chunkują pliki, śledzą importy), generują zmiany in-place, proponują komendy uruchomieniowe, czasem same je wykonują i naprawiają błędy iteracyjnie.
2. Web/hosted (Replit). Dobre do wizualnego prototypowania frontów i full-stacków z szybkimi podglądami, a nawet automatyczną walidacją UI poprzez screenshoty.
3. Praca na zaznaczeniu i selektywny kontekst. Zaznacz fragment pliku lub wybierz foldery – płacisz mniej tokenów i zwiększasz trafność.
4. Wybór modelu. Nowsze zazwyczaj = lepsze zero-shot i dłuższy kontekst, ale nie zawsze najlepsze do twojej technologii. Testuj na małych zadaniach zanim zlecisz duże refaktory.
Rzemiosło kontra atmosfera: jak nie stracić jakości
Vibe coding staje się potężny dopiero, gdy oprzesz go na szynach rzemiosła:
1. Architektura i granice modułów. Zdefiniuj domeny i kontrakty (np. API boundary, moduły user, catalog, loans). W promptach nie pisz „zrób mi aplikację”, tylko „rozszerz loans o politykę terminów”.
2. Definicje „Definition of Done”. DoDo: testy przechodzą, linter czysty, pokrycie > X% w krytycznych modułach, README zaktualizowane, migracje sprawdzone – agent dopisze checklistę do PR.
3. CI/CD jako bramka jakości. Blokuj merge, jeśli padnie lint, SAST/DAST, kontrakty API (np. OpenAPI diff), testy E2E. To „pas bezpieczeństwa” wobec kreatywności modelu.
4. Version pinning i lockfile. Zawsze przypinaj wersje i generuj reproducible builds. W promptach pisz: „Użyj Django 5.0, DRF 3.15, Python 3.11; zaktualizuj requirements.txt i pip-compile”.
5. Polityka promptów i reguł zespołowych. Wspólna biblioteka promptów (np. konwencje commitów, styl testów, wzorce architektury) ogranicza rozjazdy stylu i jakości.
6. Przeglądy PR z AI + ludźmi. AI wyłapie powtarzalne błędy, człowiek – subtelności domenowe, bezpieczeństwo i wydajność.
Real life zamiast laboratorium: legacy, dług i debugowanie
W prawdziwych projektach narzędzia agentowe okazują się świetne do pierwszego mapowania terenu. Potrafią szybko wskazać kruche miejsca w repozytorium, wyszukać duplikaty i podpowiedzieć, gdzie brakuje walidacji. Z refaktorem również radzą sobie nieźle — pod warunkiem, że idziemy małymi krokami. Zamiast „przepisz wszystko na nowo”, lepiej poprosić o wyodrębnienie jednego modułu, dopisanie testów kontraktowych i odcięcie starej implementacji metodą „strangler pattern”. Debugowanie jest skuteczne, gdy dostarczymy modelowi sensowny kontekst: logi, scenariusze reprodukcji, kontrakty zewnętrznych usług. W odpowiedzi możemy oczekiwać nie tylko poprawki, ale i propozycji ADR-a, czyli krótkiego zapisu decyzji architektonicznej, który ułatwia pracę zespołową.
Perspektywa zespołowa: indywidualny vibe czy wspólne zasady?
Można „po partyzancku” zacząć samemu, ale skala wymaga zasad:
- Polityka bezpieczeństwa: co wolno wysyłać do chmury? Kiedy trzeba użyć trybu enterprise/on-prem? Jak maskować dane wrażliwe?
- Standardy repo: wspólne linters, formatters, test policy, coverage gates, skrypty make/npm scripts.
- Biblioteka promptów: reguły TDD, nazewnictwa, stylu commitów (np. Conventional Commits), szablony PR i issue.
- Szkolenia: naucz zespół kompozycji promptów, pracy na zaznaczeniu, selekcji kontekstu i rozpoznawania halucynacji.
- Pomiar efektów: mierz lead time, MTTR, liczbę rollbacków, a nie tylko „prędkość linii kodu”.
Nowa jakość czy chwilowa moda?
Vibe coding nie zastępuje inżynierii oprogramowania – podnosi ją na inny poziom. Daje nową dźwignię produktywności w prototypowaniu, nauce i automatyzacji powtarzalnych zadań. W dużych, złożonych systemach staje się po prostu kolejnym narzędziem, które – jeśli działa na szynach testów, architektury i CI/CD – realnie przyspiesza pracę. Moda? Buzzword – owszem. Ale pod spodem to konkretna zmiana sposobu, w jaki myślimy o tworzeniu kodu: mniej rzemiosła „na klawiaturze”, więcej rzemiosła w projektowaniu, weryfikacji i orkiestracji.
AI Programming – kurs, który uczy vibe codingu na serio
Jeśli chcesz przejść od „fajnych dem” do dojrzałego, bezpiecznego ai programmingu, sprawdź AI Programming – intensywny bootcamp, w którym nauczysz się praktycznej pracy z LLM-ami, agentami kodującymi i narzędziami takimi jak Cursor, Copilot, Replit czy Aider. Kurs prowadzi przez iteracyjną pracę z modelem, TDD wspomagane przez AI, RAG, a także dobre praktyki architektoniczne i bezpieczeństwa, żeby twój kod był nie tylko szybki, ale też utrzymywalny.